koszule porodowe
Kiedy przygotowywałam się do narodzin mojego dziecka, szukałam koszuli porodowej, w której będę dobrze się czuła. Nie znoszę pasteli i dziecięcych wzorów – klasyka porodowej mody nie była więc dla mnie. Nastawiałam się na ciężką pracę. Chciałam czuć się silna i pewna siebie, a trudno czuć się silną w różowej koszuli w misie i motylki. W końcu wybrałam dresową szarość, w sam raz na ostry trening. Najważniejsza kiecka w moim życiu kosztowała 29 zł.
Po porodzie nie mogłam jej po prostu wyrzucić. Zanim włożyłam ją do pralki, musiałam zrobić zdjęcie. Nie chcę zapomnieć, jak było.
Tak zaczął się ten projekt.
Fotografuję koszule porodowe, bo ich wygląd odzwierciedla nasze wyobrażenia i oczekiwania na temat porodu. Zdjęcia są socjologicznym dokumentem pokazującym przemianę mentalności, która dokonuje się na naszych oczach.
Jeszcze do niedawna było normą, że kobieta rodzi w szpitalnej koszuli, często bardzo zniszczonej, podartej, zawiązywanej z tyłu tak, że widać pośladki. Jak w takim stroju czuć się silną, niepokonaną? Dziś kobiety nie chcą tak rodzić, a porodową koszulę coraz częściej zastępuje porodowa sukienka.